Samochód zjechał do wody. Kobieta zginęła. Jest finał głośnej sprawy
Autor: Andrzej Zazgórnik w dniu 2025-02-28
Próbował oszukać śledczych i mówił o nieszczęśliwym wypadku. Teraz stanie przed sądem i odpowie za zabójstwo. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie, który w lipcu 2021 roku chciał upozorować wypadek, by pozbyć się swojej partnerki.
Jak ustalono w dniu zdarzenia Andrzej J. udał się wraz z pokrzywdzoną nad zbiornik wodny w Roszkowie w powiecie raciborskim. Tam, na brzegu zbiornika łowili ryby, biwakowali i pili alkohol. Potem poszli do zaparkowanego auta, gdzie postanowili spędzić noc. Hamulec ręczny Renault Thalia nie był zaciągnięty, a sam pojazd stał przodem do zbiornika wodnego. Mężczyzna, kiedy upewnił się, że jego partnerka zasnęła, opuścił pojazd, który zjechał do wody. Następnie ww. uruchomił alarm na pobliskim stanowisku łowieckim i zaczął wzywać pomocy.
Samochód z kobietą w środku zjechał do wody. Finał głośnej sprawy
Strażacy wydobyli auto z wody. Wydostali z niego ciało kobiety. Przeprowadzona sekcja zwłok pozwoliła na ustalenie, że przyczyną jej zgonu stało się uduszenie gwałtowne w wyniku utopienia.
– W toku śledztwa zweryfikowano wersję zdarzenia przedstawioną przez Andrzeja J., a z której wynikało, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Wymieniony wskazał, że obudził się kiedy auto znajdowało się już w wodzie, a jej poziom w wewnątrz pojazdu sięgał połowy szyb w przednich drzwiach. Andrzej J. wskazał, że udało mu się otworzyć drzwi od pojazdu, który zaczął gwałtownie nabierać wody. Jego próby uratowania partnerki nie powiodły się, a on sam po dopłynięciu do brzegu wezwał pomoc – przekazuje Karina Spruś, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
W sprawie wypowiedział się biegły z zakresu eksperymentów w wypadkach w wodzie oraz biegły z zakresu ruchu drogowego. Podważono wersję przedstawioną przez Andrzeja J.. Z uzyskanych ekspertyz wynika bezsprzecznie, że wskazany przez niego przebieg zdarzenia nie mógł mieć miejsca.
– Nadto ustalono, że po śmierci pokrzywdzonej, Andrzej J. posługiwał się należącą do niej kartą bankomatową za pomocą której dokonał wypłaty gotówki i zapłacił za zakupy m.in. za znicz, który zapalił w miejscu jej śmierci – przekazuje Spruś.
Mężczyźnie grozi kara 10 lat więzienia, ale niewykluczone jest nawet dożywocie.