W letnich butach po zamkniętym szlaku. Interwencja GOPR w Beskidach

Autor: w dniu 2025-02-21

Ratownicy dyżurni GOPR otrzymali zgłoszenie o osobie, która dostała ataku epilepsji na szczycie Babiej Góry. Nie mieli przy tym dalszego kontaktu z osobą zgłaszającą, więc musieli podjąć natychmiastowe, zdecydowane działania. Po przybyciu na miejsce napotkali kolejnego, nieodpowiedzialnego turystę, który kompletnie nie był przygotowany na górską wędrówkę w warunkach zimowych.
Wczoraj przed godz. 10:00 – informuje GOPR Beskidy – do ratowników dyżurnych CSR w Szczyrku dotarło zgłoszenie z Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Wynikało z niego, że na szczycie Babiej Góry turysta miał atak epilepsji. W trakcie przyjmowania zgłoszenia operator numeru 112 stracił kontakt z osobą zgłaszającą i nie udało mu się ustalić szczegółów wypadku.

W letnich butach po zamkniętym szlaku

Nie było czasu do stracenia, bo życie mężczyzny mogło być zagrożone, dlatego do działań zadysponowano ratowników dyżurnych z Markowych Szczawin, równolegle sprawdzając możliwości wykorzystania śmigłowca.
"Z osobą zgłaszającą nie było kontaktu telefonicznego, dlatego wysłaliśmy do niej sms z linkiem do aplikacji siron z funkcją loc-me. Po kliknięciu w link przez zgłaszającą ratownicy otrzymali szczegółową lokalizację, która wskazała rejon "klamer" na zamkniętym żółtym szlaku (Perci Akademickiej)" – przybliżają szczegóły interwencji ratownicy GOPR.
Było pewne, że przylot śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w bezpośredni rejon zdarzenia nie będzie możliwy i o zadysponowanie śmigłowca poproszono Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Wówczas w drodze na miejsce wypadku – jak dowiadujemy się z relacji GOPR – byli już dyżurni z Markowych Szczawin ze sprzętem technicznym potrzebnym do ewentualnej ewakuacji turysty, organizowano też wsparcie ratowników ochotników.

Pomocy udzielono z lądu i powietrza

Okazało się, że 38-letni mężczyzna, leczący się na padaczkę, podczas ataku doznał ok. 3-minutowej utraty przytomności, znajduje się poniżej "klamer" i nie jest w stanie kontynuować przejścia. Kobieta, która zgłosiła zajście znajdowała się z kolei w terenie eksponowanym i bała zejść do towarzysza wycieczki, a dodatkowo miała bardzo słaby zasięg telefonu. Oboje są wychłodzeni i czekają na pomoc.
Ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR dotarli na miejsce wypadku po około 45 minutach. W tym momencie desantowali się ze śmigłowca również ratownicy TOPR. Wspólnie udzielili pomocy medycznej osobie ratowanej i opuścili w bezpieczne miejsce kobietę. Następnie wciągnięto ich na pokład śmigłowca TOPR i przetransportowano do szpitala.
"Osoby ratowane miały sporo szczęścia, gdyż pomoc była możliwa bardzo szybko. Turyści byli nieprzygotowani do warunków panujących tego dnia na Babiej Górze: znajdowali się na zamkniętym zimą szlaku, w wielu miejscach oblodzonym, bez raków lub chociaż raczków, w nieodpowiednim obuwiu, bez zapasowej, ciepłej odzieży" – opisują sytuację zastaną w miejscu interwencji ratownicy GOPR.

Mężczyzna wybrał się na Babią Górę w letnich butach. Doznał ataku padaczki. Fot. GOPR Beskidy

Dodają, że temperatura powietrza była bardzo niska, a dodatkowo ogłoszony był 1 stopień zagrożenia lawinowego.
"Bez możliwości zadysponowania śmigłowca TOPR akcja prawdopodobnie trwałaby kilka godzin i wymagałaby zaangażowania dużo większej grupy ratowników" – oceniają tę sytuację i dziękują równocześnie ratownikom TOPR za sprawną współpracę.
Zwracają się przy tym do turystów z ważnym apelem.
"Turystom wybierającym się w góry przypominamy, że wypadek może zdarzyć się każdemu, należy jednak być przygotowanym na minimalizowanie jego konsekwencji. Przed wyjściem w góry należy sprawdzić warunki pogodowe i odpowiednio przygotować się do wycieczki. Warto też wcześniej zainstalować aplikację Ratunek, która pomoże w lokalizacji wypadku, nawet przy bardzo słabym zasięgu" – zwracają się w komunikacie.
Fot. zdjęcie ilustracyjne