Pojechała w Bieszczady, by wyładować frustrację. Jej sprawą zajmie się sąd
Autor: Andrzej Zazgórnik w dniu 2024-01-30
Jedni jadą w Bieszczady, by zaznać ciszy i rozkoszować się wędrówką, inni, by wyładować swoją frustrację. W tym drugim przypadku można napytać sobie biedy. Przekonała się o tym turystka z województwa śląskiego.
Turystka przyjechała w Bieszczady i wykorzystała ten czas, by uporać się z uczuciami, które towarzyszyły jej po rozstaniu z partnerem. Zrobiła jednak coś, co sprawiło, że jej zachowaniem zainteresowali się funkcjonariusze Straży Granicznej.
Pojechała w Bieszczady i ma problemy
Jak przebiegała interwencja i co było jej powodem? Otóż 41-letnia turystka, która przyjechała w Bieszczady – jak poinformował nas przedstawiciel zespołu prasowego Komendanta Bieszczadzkiego Oddziału SG – z Sosnowca, w niewłaściwy sposób wyraziła swoje uczucia po rozstaniu z partnerem. Co zrobiła?
Wszystko działo się 29 stycznia w miejscowości Tarnawa w Bieszczadach. Grupa turystów, która zwiedzała torfowisko, została zauważona w pobliżu granicy państwa. Jedna z turystek podeszła do znaku granicznego i narysowała na nim kolorowy, wulgarny napis.
41-letnia kobieta nie wiedziała, jak informowała, że niszczenie znaku granicznego to przestępstwo. Tłumaczyła, że dewastując znak, chciała wyrazić swoje emocje, bo właśnie rozstała się z partnerem. Przyznała się do popełnionego przestępstwa, a sprawa finalnie trafi do sądu.
Straż Graniczna w związku z tym zdarzeniem przypomina, że zgodnie z kodeksem karnym niszczenie znaków granicznych zagrożone jest karą grzywny, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.